Komentarze: 0
Dzień XV, XVI
Ostatnie dwa dni minęły niezwykle szybko oraz intensywnie. Wczoraj Amsterdam, dziś między innymi: Utrecht, Zwolle. Zacznijmy od stolicy Holandii (wspólnie z Hagą).
Amsterdam – wcześniej wiele słyszałem o tym mieście. Z czym mi się kojarzył: Ajax (najlepsza holenderska drużyna piłkarska, a w połowie lat 90-tych kiedy zacząłem interesować się sportem jeden z najlepszych klubów na świecie), wolność (jakkolwiek kto rozumie to pojęcie), piosenką „Wspaniałe miasto Amsterdam” ( tytuł może mylić) oraz z historią – przede wszystkim z Holenderską Kompanią Wschodnioindyjską. Z czym mi się kojarzy dzisiaj?
1. Po pierwsze z atmosferą. Otóż uważam, że są takie miasta, które po prostu ją mają (nie koniecznie dobrą jak np. Neapol). Amsterdam z całą pewnością ma swoją oryginalną atmosferę. Miałem okazję zamienić kilka zdań z naszym współlokatorem z hotelu, młodym mieszkańcem Los Angeles i dla niego Amsterdam jest „niesamowitym miejscem”.
2. Architektura – zdecydowanie robi wrażenie. Stare miasto jest naprawdę rozległe. Uwagę zwracają z bardzo wysokie (w porównaniu choćby z krakowskimi) kamienice, kościoły z wznoszącymi się do samego nieba wieżami, Ratusz (zasłonięty przez tymczasowy Park Rozrywki – aby zrobić zdjęcie zmuszony byłem skorzystać z przejażdżki wysokiego na blisko 60 metrów Diabelskiego KołaJ), Rijksmuseum (muzeum narodowe). W sumie w mieście znajduje się ok. 7000 tysięcy zabytków!
3. Kanały – teraz już wiem. One są w każdym holenderskim mieście, niezależnie jak daleko jest od morza. A nad nimi mnóstwo mostów i setki kursujących łodzi, barek.
4. Multikulturowość – w Amsterdamie mieszka 178 narodowości!!!. Nasz hotel znajdował się w dzielnicy Arabskiej – ciężko było spotkać kogoś -nie w burce
5. Rowery – po dwóch tygodniach w Groningen już nie jestem tym zaskoczony- ale mimo wszystko.
6. Muzea – przygotowując się do odwidzenia Amsterdamu na jego oficjalnej stronie znalazłem około 15 obiektów muzealnych, które były polecane do zobaczenia. Znajdują się tu zarówno muzea artystów (Rembrant, Van Gog), wspomniane wyżej Rijksmuseum – aby je zwiedzić potrzeba chyba całego dnia (my byliśmy tylko w jego ogrodach), Anne Frank Museum – dom, w którym ukrywała się ta młoda dziewczyna żydowskiego pochodzenia, przed niemieckimi okupantami w czasie II wojny światowej (Notabene w czasie wojny zamordowanych zostało 60 tys. Żydów). Kolejka po bilety sięgała chyba ponad 200 metrów. Amsterdam Museum – opisujące historię rozwoju (ale i upadku) miasta- byłem i gorąco polecam – wstęp 12 Euro, połączenie klasycznego obrazu z nowoczesnym interaktywnym i multimedialnym miejscem, w którym trudno się nudzić, a czas biegnie niezwykle szybko. Byliśmy tam dwie godziny, aż dobiegła 17- godzina zamknięcia muzeum. Nie jestem tylko pewien czy zwrot, że Żydzi byli wywożeni do Niemiec i Polski gdzie ginęli w obozach jest właściwy – no bo Polski przecież wtedy nie było!!!) Bardzo chciałem odwiedzić także Muzeu: marynarki oraz tropikalne – niestety zabrakł czasu. Ponadto znajdują się tu dosyć popularne muzea: Biblii, Fotografii, Sztuki Nowoczesnej, Filmu, Tortur oraz Seksu.
7. Coffeshop’y –rzeczywiście nie da ich się nie zauważyć- w Groningen jest ich kilka, tu można powiedzieć, że są na każdym rogu.
8. Czerwona dzielnica – znajdująca się blisko dworca głównego i w pobliżu najstarszego holenderskiego Kościoła! – Oude Kerk, który był budowany od XIII w. W jej pobliżu można znaleźć sporo knajp z tęczową flagą. Jak dla mnie trochę to przereklamowane – ale kto co lubi.
9. Głosowanie – muszę o tym wspomnieć, bo to był główny powód przyjazdu do Amsterdamu. Komisja wyborcza mieszcząca się w „Domu Polskim”. Lokal pękał w szwach - kolejka rozciągała się na ulicę. Polacy, z którymi rozmawiałem przyjechali tu głównie z poza miasta, aby zagłosować – nie jest chyba tak źle z tymi obywatelskimi obowiązkami.
Na dzisiaj wystarczy – Jutro postaram się zamieścić kilka zdjęć. W kolejnych dniach opiszę Utrecht, Zwolle oraz naszą niezwykle owocną wizytę w Olst –Withe i spotkaniu z menedżer Lokalnej Grupy Działania – ta rozmowa pozwala zrozumieć różnicę między Polską i Holandią. Ale o tym w następnych dniach.
P.S. – czytelnicy bloga, którzy oczekiwali „pikantnych szczegółów” – muszą poczekać, aż wrócę do kraju J